Niezwykle wysmakowana inscenizacja Johna Pascoe przenosi akcję dzieła w inne niż oznaczone w libretcie czasy. Historia rozgrywa się więc nie w średniowiecznej Szkocji, ale w Szkocji roku 1957. Reżyser zaznaczył miejsce akcji, ubierając część bohaterów w elementy stroju szkockiego. Poza tym pięknie operuje oświetleniem, cieniami i niewielką, zamkniętą przestrzenią sceny, powiększoną za pomocą lustrzanych ścian. Jednak tak naprawdę najważniejsze są tu nie kostiumy czy scenografia, ale relacje międzyludzkie, bo "Ariodante" to dramat kameralny, rozgrywający się niemal w czterech ścianach.
Pod tym względem wykonawcy spisali się wspaniale: spektakl jest żywy i prawdziwy, śpiew doskonały, a grająca na instrumentach z epoki orkiestra pod dyrekcją Alana Curtisa zachwyca dosłownie każdą nutą.