Pewnego dnia podszedł do mnie mężczyzna z papierosem: ma pani ogień?
Odpowiedz zajęła mi kilka lat, ale pytanie było jak iskra. Moja wyobraźnia zajęła się i stanęła w płomieniach. Buchały metafory – pirotechniczne, miłosne, nawet strażackie. Kopciła się historia.
A może było tak, że to ja podeszłam, o nic się nie prosiłam,
tylko kazałam sobie podać ogień. I po to samo wysłałam moje bohaterki. Mówiąc najkrócej. Zyta Rudzka