Oferty
(1)Pozostałe oferty od najtańszej
Opis i specyfikacja
W dniu 1 sierpnia przyszła wiadomość o wybuchu powstania warszawskiego. Wiedzieliśmy, że nastąpi, czekaliśmy na nie, a jednak wieść o jego rozpoczęciu zrobiła na nas wielkie wrażenie. W godzinach przedwieczornych przybył kapitan ,,Szymon". Porucznik ,,Góra" zarządził zbiórkę pod lasem, ustawił pododdziały w rozwiniętych szeregach i złożył ,,Szymonowi" raport o gotowości oddziału do walki. ,,Szymon" powiadomił oficjalnie o wybuchu powstania, poinformował, że zamierza użyć nasz oddział do ataku na lotnisko bielańskie, którego zdobycie było w planie akcji ,,Burza" głównym zadaniem dla Rejonu VIII. Dodał przy tym, że jeden z jego batalionów już przeprowadził atak na lotnisko, niestety bez powodzenia. Oddział poniósł znaczne straty, a zaskoczenie się nie powiodło.
Dlatego ,,Szymon" planował wznowienie ataku zwiększonymi siłami 2 sierpnia o świcie. Przewidziano w nim udział również naszego oddziału. Przeprowadził z dowódcami pododdziałów odprawę, w czasie której zostaliśmy powiadomieni, że celem zdobycia lotniska jest przygotowanie go dla desantu wojsk alianckich.
Po odjeździe kapitana ,,Szymona" nasze wojsko - oddziały bojowe, po spożyciu kolacji ruszyły do rejonu koncentracji na wzgórze Łuże. Gęsty deszcz utrudniał przemarsz. Lecz o oznaczonej godzinie, tj. około pierwszej 2 sierpnia stawiliśmy się na miejscu. Ale nie wszystkie miejscowe kompanie zdążyły na czas. Wreszcie został wydany rozkaz do natarcia. Nasz batalion piechoty i miejscowy porucznika ,,Janusza" ruszyli na podstawy wyjściowe w kierunku miejscowości Placówka. Nie wiedzieliśmy, że tu znajduje się silne ubezpieczenie niemieckie. My zaś, dowódcy nacierających kompanii, nie znaliśmy terenu akcji, nie przeprowadzono z nami wcześniej rekonesansu. Kapitan ,,Szymon" przydzielił nam jedynie miejscowych oficerów na przewodników. Do mnie trafił porucznik Luśniak ,,Gniew", późniejszy mój zastępca, gdy organizowałem II batalion 78. pułku piechoty.
Niemcy doskonale przygotowali się do naszego natarcia. Sytuacja nacierających była bardzo trudna. Leżeliśmy przybici ogniem broni maszynowej i szybkostrzelnych działek przeciwlotniczych strzelających pociskami smugowymi na wprost. Byliśmy na zupełnie odkrytym terenie i pod tak zmasowanym ogniem nieprzyjaciela musieliśmy nacierać na dobrze ukryte stanowiska ogniowe odległe o około 800 m. Nie mieliśmy odpowiedniej broni - artylerii lub moździerzy, by pod jej osłoną zbliżyć się do tych stanowisk na odległość 150-200 m dla przeprowadzenia skutecznego ataku i zdobycia stanowisk ogniowych nieprzyjaciela.
W takiej sytuacji natarcie dwóch naszych batalionów mimo sześciogodzinnej walki ogniowej załamało się, nie przynosząc pozytywnych rezultatów. Zadania nie wykonaliśmy. Ponieśliśmy tylko niepotrzebnie znaczne straty w ludziach, zwłaszcza dowódcach kompanii i plutonów. Zmarnowaliśmy przy tym dużo amunicji. Zginęli porucznicy ,,Janusz" i ,,Helski", ciężko ranny został mój zastępca podporucznik Mikołaj Stecki ,,Nowina".
Szczególnie żal mi było jednego żołnierza mojej kompanii, starszego strzelca Mieczysława Doleckiego, dowódcy zwiadu konnego. Odznaczał się ogromną odwagą i dzielnością. Na prawym skrzydle kompanii prowadził z brawurą do natarcia swój zwiad. Wytropił go niemiecki strzelec wyborowy, od razu zabijając celnym strzałem. Dolecki pochodził z Łodzi. Pracował przymusowo pod Mińskiem, uciekł stamtąd i przedostał się do nas, do Puszczy Nalibockiej. Przeszedł z nami cały szlak, aby tu, już tak blisko swego rodzinnego miasta, położyć głowę.
Dowódca całości, komendant Rejonu Kampinos (bo tak nazwany został Rejon VIII) kapitan ,,Szymon" został też trafiony, pocisk roztrzaskał mu nogę. Ranny przekazał dowództwo nad wojskiem porucznikowi ,,Dolinie" (taki nowy pseudonim przyjął por. ,,Góra") i został odtransportowany do szpitala w Laskach.
Po długotrwałej walce bez sukcesu, bez zdobycia lotniska bielańskiego - głównego naszego zadania, tracąc znaczną liczbę ludzi w zabitych i rannych, wystrzeliwując na próżno dużą ilość amunicji, wróciliśmy do Wiersz. Dowódca batalionu kapitan Nowosad część miejscowych żołnierzy Rejonu Kampinos rozpuścił do domów, pozostali zaś rozlokowali się w niektórych wsiach.
[...]
Wracaliśmy do Wiersz w wielkim przygnębieniu. Pierwsze straty w ludziach przeżywaliśmy boleśnie tym bardziej, że teraz pozostało już tylko nasze zgrupowanie. Nie mieliśmy przecież dokąd iść. Miejscowe oddziały w większości po akcji bielańskiej zostały rozpuszczone przez dowódców. A co my mieliśmy robić dalej$216 Straszny jest taki moment załamania. Lecz wkrótce, otrząsnąwszy się z doznanego szoku, postanowiliśmy przystąpić do uporządkowania stanu oddziałów. 3 sierpnia wprowadziliśmy tzw. dzień gospodarczy. Polegał on na czyszczeniu broni i doprowadzeniu jej do ponownego użytku, reperacji uprzęży i wozów. Suszyliśmy przy tym przy ogniskach ubrania, które bardzo ucierpiały podczas walk i padającego wówczas deszczu. Był to po prostu dzień wypoczynku po przebytych trudach.
Po południu zaczęło się coś dziać. Nasz zwiadowca doniósł, że w kierunku wsi Truskawka zbliża się wielka kolumna niemieckiej żandarmerii w sile około 150 ludzi, z wyraźnymi zamiarami oczyszczenia puszczy z powstańców. Natychmiast porucznik ,,Góra" zarządził alarm bojowy dla 1. kompanii dowodzonej przez porucznika Dana i 3. dowodzonej przez sierżanta Waleriana Żuchowicza ,,Opończę". Natomiast 3. szwadron kawalerii dowodzony przez podchorążego Kulikowskiego ,,Suma" otrzymał rozkaz zaskoczenia kolumny od tyłu.
Gotowość przeprowadzono tak sprawnie i pośpiesznie, że zwiad konny 3. kompanii nawet nie zdążył osiodłać koni, więc stawił się spieszony, lecz pod bronią. Pozostałe pododdziały zdołały również natychmiast się uformować w pełnym pogotowiu.
Wszystko przebiegało błyskawicznie, jak opowiadał w swych wspomnieniach wachmistrz podchorąży Józef Bylewski, dowódca zwiadu konnego przy 2. kompanii: ,,Kompanie ruszyły do ataku biegiem. Chłopcy pędzili szybko naprzód, skacząc przez krzaki jak jelenie". Jeszcze chwila i przystąpiliśmy do natarcia. Prowadzone było bardzo prawidłowo, w wyniku czego okrążeni Niemcy nie wytrzymali naszego naporu i po kilkugodzinnej walce pierzchli.
Wyszliśmy z tego boju z pełnym zwycięstwem: 70 Niemców zostało zabitych, kilkunastu rannych, 15 wzięliśmy do niewoli. Z naszej strony straty były minimalne, natomiast zdobyliśmy przeszło 30 karabinów, 4 pistolety maszynowe, erkaem, 10 pistoletów zwykłych, amunicję i granaty. W ten sposób uzyskaliśmy znaczną rekompensatę strat w sprzęcie, poniesionych na lotnisku. A do tego pełna satysfakcja z odniesionego zwycięstwa.
Naszych rannych wraz z rannymi nieprzyjaciela wysłaliśmy do szpitala w Laskach, gdzie już kurował się kapitan ,,Szymon". Jeńcom kazaliśmy pochować swoich poległych, po czym wypuściliśmy ich na wolność, zaopatrując w przepustki wystukane na maszynie przez sierżanta ,,Kulę": Nach Berlin über Modlin, Bydgoszcz, Poznań. Poszli uradowani. Naszych poległych pochowaliśmy na partyzanckim cmentarzyku pod lasem w Wierszach.
Produkty polecane dla Ciebie