To bardzo "inna" proza, niepodobna do utworów nagradzanych na rozmaitych konkursach literackich, pisana wbrew rozmaitym modom nakazującym pogoń za "medialnymi" tematami. Korzeniewski opowiada o swojej podróży za Ocean, o intelektualnym dojrzewaniu w Ameryce, o zetknięciu z zachodnią popkulturą, zjawiskiem poprawności politycznej i postmodernistycznej wrażliwości. To jakby jedna twarz Ameryki, bo tę drugą poznaje się dopiero opuszczając Nowy Jork, na przykład podróżując do Wyoming, bodaj najsłabiej zaludnionego stanu Ameryki. Tu triumfuje konserwatywna obyczajowość, choć przecież ekspansywne media i reklama też robią swoje. Ale nie ginie jednak religijna tęsknota, choć duchowa mapa wyznań rozpowszechnionych w Ameryce przypomina pstrokatą mozaikę.
Wybiera się między wyznaniami tak jak między stylami mebli i modelami samochodów.