Z lektury całości wychodzi się sytym, zregenerowanym i ubogaconym: Bouvier mistrzowsko łączy konfesję z obserwacją, po wirtuozersku także oswaja egzotyzm i orientalizm (oswaja, ale nie familiaryzuje - nie ma tu ani banałów sentymentalności, ani hipokryzji pobłażliwości). Brakoniecki-tłumacz z kolei asystuje autorowi z ogromną wprawą, dojrzałą wrażliwością, a także skupieniem stylisty, dopomagając w trudnym transferze przeżyć, doświadczeń, wielokrotnie przepisywanej momentalności. ,,Na Północy / ryż zamarzł w stodołach", ,,wieśniak zaznacza rozpalonym żelazem / worki do zniszczenia", zawiadamia poeta w wierszu Ostatnia niedziela przed śniegiem. Realizm w funkcji chwytu uniezwyklenia$619 Może raczej w zastępstwie wszelkiej półfantastycznej sekretności$620 Bo Bouvier nie jest we własnej odysei ani Odyseuszem, ani zalotnikiem - ani nie kocha skóry świata, ani nie kocha jego duszy.
To skupiony, sumienny wędrowiec. To cyzelator doświadczenia.