Oferty

(1)

Pozostałe oferty od najtańszej

A Fine Day To Exit

Opis i specyfikacja

Szósta pełnometrażowa płyta kultowej w pewnych kręgach Anathemy jest już dostępna dla ogółu. Niewątpliwie nadzieje w niej pokładane były bardzo duże, ale przecież sami zainteresowani po przecudownym "Judgement" i wcześniejszych dziełach bardzo wysoko podnieśli sobie poprzeczkę. Muzyka tegoż zespołu zawsze wymykała się jakimkolwiek klasyfikacjom, zawsze emanowała szczerymi do bólu emocjami i uczuciami. Najwierniejsi fani nie wątpili, że i tym razem zatoną w otchłani głębi, magii i piękna. . . . Trudno dziś właściwie ocenić "A Fine Day to Exit".

Bo z jednej strony doskonale wie się, że dotychczasowi wielbiciele mogą poczuć się nieco rozczarowani jego zawartością, a jednocześnie ma się świadomość, że i tym razem twórczość Anathemy to niedościgniony ideał muzycznego piękna. . . Anathema śmiało pogrążyła się w progresywno- psychodelicznych otchłaniach, których ujście znaleźć można było na "Judgement". Dzięki dwoistości płyta nie nudzi, tym bardziej, że spokój z dynamizmem zostały inteligentnie przemieszane - gdy robi się niepokojąco łagodnie, za chwilę do gry włącza się bardziej rockowa gitara. Właśnie rockowa. . . bo chyba trudno już Brytoli zamykać w metalowych klatkach.

"A Fine Day to Exit" to przede wszystkim gitary akustyczne wymieniane z kontrolowanym ciężarem, wątki elektroniczne i transowe, odrobina psychodelii, ogrom progresji. Nie sposób zapomnieć w tej wyliczance o Vincencie - wokale jak zwykle wspaniale oddają muzyczny zamysł. Pełno w nich zaangażowania pasji, uduchowienia. . . Zresztą jak i w samych dźwiękach. W dźwiękach pełnych melancholii, osamotnienia, ale tez i nadziei, siły i rozmarzenia.

To wciąż nietuzinkowa, wielowymiarowa muzyka pełna emocjonalnej głębi i najszczerszej szczerości. I to jest ten trik, na który zawsze nabierają Brytole. Jakkolwiek by nie brzmieli. . .